Tu Żona Autora, znowu. Było już o meblach, było też (przedostatni
wpis Autora) o miejscach, gdzie mieszka i żyje prawdziwy Singapur, więc teraz
będzie o naszym singapurskim domu. O tym dlaczego i jak szukaliśmy, gdzie i co
znaleźliśmy oraz dlaczego właśnie to mieszkanie. Chociaż odpowiedź na to
ostatnie pytanie właściwie już znacie, bo wskazówka była w poprzednim gościnnym wpisie.
Pierwszy przyjazd do Singapuru był od razu tym docelowym.
Nie było testów, nie było rekonesansu – skok na głęboką wodę i przeprowadzka z
dwiema walizkami ubrań. Na dwa miesiące miałam opłacony przez firmę hotel i w
ciągu tego czasu musiałam znaleźć mieszkanie. Naturalnie nie wiedziałam gdzie i
jak, więc dopytałam kolegów z pracy oraz
znajomych moich znajomych o miłe okolice i dostałam też namiary na sprawdzoną
agentkę. Niestety nie miałam na szukanie wiele czasu , bo tylko weekendy i to
niektóre z racji częstych podróży służbowych. Sprowadziło się to de facto do
dwóch weekendów. Pierwszy z nich był bardzo rozczarowujący, ale za to
edukacyjny, bo wiedziałam jakich mieszkań nawet nie chce oglądać i na co mam
zwracać uwagę. Przed kolejnym weekendem
poszperałam w internecie i podesłałam agentce linki do mieszkań jakie by mi
odpowiadały. Ostatecznie wybór padł na mieszkanie niewielkie, ale czyste i w
miarę nowe, w niewielkim budynku. Mieszkaliśmy w nim przed dwa lata,
przedłużywszy kontrakt po pierwszych 12 miesiącach na kolejny rok. Umowa
kończyła się w maju bieżącego roku.
O zmianie mieszkania postanowiliśmy jakieś pół roku wcześniej,
a za szukanie zabraliśmy się z ponad 2-miesięcznym wyprzedzeniem. Chcieliśmy
mieć komfort wystarczająco długiego czasu na szukanie, by znaleźć to, co będzie
nam w stu procentach odpowiadało. Nasza lista oczekiwań przedstawiała się tak:
- mieszkanie w naszej dotychczasowej okolicy, określony obszar między dwiema pobliskimi stacjami metra,
- 2 sypialnie,
- powierzchnia większa niż dotychczasowe (zatem ponad 600 stóp kwadratowych),
- jasne, z przestronną kuchnią,
- kuchenka elektryczna (a gazowa na butlę – tu nie ma gazu miejskiego),
- czynsz maksymalnie taki jak dotychczas,
- tylko condo (zatem nie HDB),
- chętnie w nowym budynku (w okolicy dużo się budowało),
- budynek niewysoki,
- basen,
- no i... balkon!
Wierzcie lub nie, ale ten ostatni punkt nie jest taki
łatwy w realizacji, ponieważ tutaj balkon uważa się za stratę miejsca. Dlatego
w ogromnej ilości mieszkań balkony są pozabudowywane i służą jako dodatkowy
pokój bądź schowek/graciarnia.
Postanowiliśmy nie korzystać przy szukaniu z usług
agenta. Wiedzieliśmy gdzie i czego szukamy, więc nie chcieliśmy płacić
prowizji. Dwa lata temu nie bardzo było inne wyjście, bo nie mieliśmy/miałam
doświadczenia, więc agent był pomocny. Teraz uznaliśmy, że jeśli przez pierwszy
miesiąc nie będzie nam szło, wówczas zwrócimy się do agentki. Obejrzeliśmy w
sumie prawie 20 mieszkań, które znajdowaliśmy głownie na stronie Property Guru.
Najczęściej wyglądało to tak, że w tygodniu przeszukiwaliśmy oferty i
umawialiśmy się z agentami właścicieli na weekend. Ale były też takie weekendy,
kiedy jechaliśmy na rowerach na późne śniadanie do jednej z pobliskich knajpek,
tam na gorąco szukaliśmy nowych ogłoszeń i godzinę później oglądaliśmy
mieszkanie. Kilka w ciągu dnia, co było
możliwe dzięki trzymaniu się naszej okolicy i przemieszczaniu na rowerach.
Rowery zresztą wywoływały konsternację u agentów, bo nie spodziewali się
eskpatów przyjeżdżających w ten sposób i to jeszcze na mało wypasionych
rowerach miejskich. Potem pewnie dochodzili do wniosku, że to takie niegroźne
ekspackie dziwactwo. Zresztą Autor wspominał chyba w którymś wpisie, że na
rowerach po mieście jeżdżą tutaj filipińskie służące, bangladeszańscy robotnicy
oraz biali ekspaci. Zdziwienie wzbudzał także fakt, że szukaliśmy mieszkania
z takim wyprzedzeniem. Zwykle szuka się tutaj na mniej niż miesiąc przed
planowaną przeprowadzką, zatem i agent, i właściciel mieszkania dostają swoje
pieniądze dość szybko. Naturalnie tak czy owak w każdym przypadku podpisuje się
List Intencyjny, z którym związana jest już wpłata miesięcznego czynszu – ta
kasa idzie do właściciela. Agent dostaje swoją prowizję dopiero po podpisaniu
właściwej umowy najmu. Nic więc dziwnego, że wolą najemców szukających mieszkań
w ostatniej chwili.
Kilka ciekawostek i obserwacji z naszych poszukiwań:
- Im nowsze mieszkanie tym mniejszy metraż, a właściwie stopaż J Trzeba być przygotowanym na to, że wyszukując mieszkania z dwiema sypialniami trafia się zarówno na 50-cio jak i na 100-metrowe.
- Im nowsze mieszkanie tym mniejsza kuchnia. W przypadkach skrajnych to jest raczej kąt kuchenny z trzema szafkami na krzyż i dwupalnikową kuchenką.
- Nowe mieszkania, takie prosto spod igły, zawsze mają wykończoną i wyposażoną kuchnię i łazienkę.
- Sypialnie zawsze mają inną podłogę niż pokój dzienny – sypialnia to parkiet, a pokój dzienny to kamień.
- W sypialniach (mieszkania nowe i nieco starsze) są gotowe szafy.
- Łazienki mają okna. Dużo okien, ze zmatowionego szkła, więc podglądacze widzą tylko zarysy, bez szczegółów.
- W większości mieszkań jest schron – pomieszczenie z metalowymi drzwiami i podłączonym gniazdkiem telefonicznym i telewizyjnym. Wykorzystywany jako schowek bądź dodatkowy pokój dla służącej (serio, serio!).
- Mieszkania wcześniej zamieszkane nie są specjalnie przygotowywane do oglądania przez potencjalnych nowych najemców. Mówiąc krótko, są brudne. Oczywiście agenci zapewniają, że przed wynajmem będą gruntownie wysprzątane, a nasze wątpliwości zwykle wywoływały konsternację.
- Nie jest niczym niewłaściwym określenie przez właścicieli mieszkania, że nie chcą mieć najemców z konkretnych nacji. Przy czym najczęściej chodzi o Hindusów, a oficjalnym powodem jest ich gotowanie, które pozostawia wiele zapachów...
- Najemcy tacy jak my – biali ekspaci – są niezwykle mile widziani. Do tego stopnia, że w przypadku jednego z mieszkań dostaliśmy kilkanaście smsów od agentki, że właściciel bardzo chciałby nam wynająć mieszkanie i atrakcyjnie obniża cenę.
- Przy wynajmie media są zawsze przepisywane na najemcę. Nie ma zatem sytuacji, że najemca nie płaci za prąd, a obciążone jest nazwisko właściciela mieszkania. To jest bardzo słuszna koncepcja, ale mam wrażenie, że nie praktykowana w Polsce.
- Mieszkania na najwyższych kondygnacjach nazywane są szumnie „penthouse”, choć najczęściej jedyne co je wyróżnia, to niczym nieosłonięty balkon na dachu – nie polecamy w tutejszym klimacie.
- Powierzchnia balkonu wliczana jest do powierzchni mieszkania. 100 m.kw. może zatem oznaczać 60 m.kw. tarasu i tylko 40 m.kw. mieszkania.
Nasze mieszkanie zostało znalezione przez przypadek,
przez Autora na Gumtree. Niestety kontakt nie działał. Szukając po adresie odnaleźliśmy
je na Property Guru i skontaktowaliśmy się z agentką. Sprawy poszły szybko –
mieszkanie od pierwszego otwarcia drzwi bardzo nam się spodobało. Oczywiście
był też znak, w postaci wspomnianego już białego kredensu. Powiedzieliśmy
agentce wprost, że mieszkanie nam się podoba, ale cena jest za wysoka. Nasza
oferta to kwota X i jeśli właściciel się zgodzi, to natychmiast możemy
podpisywać kwity. Agentka, wnosząc po anglosaskim nazwisku, rozumie konkretny
sposób załatwiania interesów, więc nie poczuła się urażona, że nie uskuteczniamy
wysublimowanych negocjacji. Po godzinie mieliśmy potwierdzenie, że mieszkanie
jest nasze. Zatem pod koniec marca wiedzieliśmy już dokąd będziemy się
przeprowadzać na początku maja. Mieliśmy czas, komfort i dobry humor.
Szukając mieszkania w okolicy nie przypuszczaliśmy, że
przeprowadzimy się... na drugą stronę ulicy, 50 metrów dalej. Widzimy swoje
stare mieszkanie z aktualnego mieszkania. Prawdopodobnie też wielekroć
patrzyliśmy ze starego mieszkania na
nasze przyszłe mieszkanie, nie zdając sobie z tego sprawy. Przeprowadziliśmy się
na piechotę, dosłownie, przewożąc rzeczy w walizkach na kółkach. Parę rundek w
wolnym dniu i gotowe. Do tego nie musieliśmy zmieniać nic z naszych
dotychczasowych przyzwyczajeń, korzystamy w tych samych sklepów, restauracji,
kawiarni, przystanków autobusowych i metra. Czyli coś nowego, ale na starych
śmieciach. Polecam!
Widok ze starego mieszkania na nowe
Zbliżenie – stare mieszkanie, to z praniem na balkonie,
5 piętro (na 3-cim też jest pranie)
Widok z balkonu nowego mieszkania na stare
Widok z balkonu nowego mieszkania na ulicę
PS.
Piszcie proszę w komentarzach o czym jeszcze
chcielibyście przeczytać. No i w ogóle komentujcie, byśmy wiedzieli, że
czytacie.
Fajna okolica... coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTo znaczy dla kogo?
UsuńJako obserwator bezstronny i apolityczny chciałbym zabrać głos w dyskusji tytułem doprecyzowania. Brudne, to może być dziecko w piaskownicy. Większość z oglądanych mieszkań z drugiej ręki była najzwyczajniej zasyfiona. W niektórych czas hodowli to kilkuletnia praca. W jednym z mieszkań, maź pokrywająca lodówkę utrzymała w pionie długopis postawiony na sztorc. Ciekawe, że na ten bajzel musieliśmy ściągać buty, by dopełnić kultury. Stopy po wyjściu czarne. Agenci zwykle okazywali zdumienie na nasze uwagi o brudzie.
OdpowiedzUsuńPiękne gniazdko, szkoda tylko, że to łóżko w gościnnym nie rozkłada się po wojtkowej wizycie... a jednak, niby taki miły gość ;-) a teraz z karimatą trzeba przyjeżdzać.
OdpowiedzUsuńa tak serio, to cudnie i ciepło, palmy za oknem, leżanka balkonowa do sundownerka, cymesik po prostu. Wilku, a Ty w tym wyglądasz jak milion dolarów :) u nas plucha i po lisciach na drzewach już śladu nie ma, sezon kominkowy się zaczął. sciskam egj
Miły, miły, ale scyzykiem zdążył wyryć na krześle – Tu byłem W.
UsuńElli, kanapa ma właściwości samonaprawcze i po wizjerowej weryfikacji gościa, potrafi się w zadziwiający sposób naprawić. Takie cuda to tylko w Singapurze. Natomiast jako materialista wrodzony, wolałbym pozostać przy swoim wyglądzie i mieć ten milionik w kieszeni. Ale dziękuję.
Sezon kominkowy zaś, też potrafi być piękny i ma swoje uroki. Kominek, herbata, książka, lepiej? Tylko Jacha trzeba spacyfikować. Za dychę może przyśnie na trochę?
Ciekawe, czemu zmniejsza się metraż mieszkań wraz ze zmniejszeniem ich "wieku".
OdpowiedzUsuń