Kiedy byłam dzieckiem bardzo lubiłam konkrenty rodzaj
łamigłówki dla dzieci – łączenie ponumerowanych kropeczek, z których powstawały
kształty. Takie łamigłówki były na przykład w weekendowym Głosie Szczecińskim.
Z kolei w początkowej fazie nauki matematyki najbardziej lubiłam zbiory i
części wspólne. I tak mi jakoś zostało – lubię łączyć ze soba fakty, lubię
doszukiwać się pokrewieństw i owych części wspólnych – wspólnych przeżyć,
historii, pochodzenia. Wierzę też w znaki. Nie, nie drogowe, raczej takie
wskazówki od losu.
Tym przydługim wstępem wprowadzam Was w kontekst tego
wpisu. To naprawdę będzie o meblach. I o częściach wspólnych też.
Kiedy na początku roku (chciałam napisać wiosną, ale tu
nie ma wiosny) zdecydowaliśmy, że będziemy szukać nowego mieszkania, podjęliśmy
też decyzję, że nie musi być o mieszkanie umeblowane. Mieszkanie w Utrechcie
rozpieściło nas meblami i naiwnie sądziliśmy, że łatwo będzie znaleźć w Singu
mieszkanie z odpowiadającymi nam meblami. Tak się nie stało i w dotychczasowym
singapurskim mieszkaniu mieliśmy niewygodną kanapę i kilka podstawowych mebli z
Ikei, bardzo podstawowych. Dlatego założyliśmy, że tym razem nie będziemy się
upierać przy meblach i raczej zainwestujemy we własne, wygodne i odpowiadające
naszej estetyce. Niestety w Singapurze nasza estetyka oznacza albo bardzo
drogie sklepy z cudnymi meblami z USA lub z Australii, albo Ikea. Albo...
Gumtree z meblami z drugiej ręki. Pamiętam jeszcze z Holandii, że moja koleżanka
Yolanda polowała miesiącami na super drewniany stół i inne meble na
holenderskim odpowiedniku Gumtree – Marktplaats. Wtedy nie mogłam zrozumieć na czym polega frajda
kupowania używanych mebli. Ale sama odkryłam tą przyjemność kiedy zaczęliśy
szukać mebli dla siebie. Okazało się, że Gumtree to istne eldorado, bo można
kupować meble od innych expatów, niemal nowe, kilku- lub kilunastomiesięczne,
sprzedawane z powodu wyjazdu z Singapuru. Głównie Ikea, ale nie tylko. Jest też
kupa gratów i pseudoantyków sprzedawanych przez lokalesów, więc trzeba się
uzbroić w cierpliwość i szukać. Ja wciągnęłam się bardzo w poszukiwania,
kontaktowałam się ze sprzedającymi i jeździłam (z Wilkiem) oglądać różności. Zjeździliśmy
prawie cały Singapur wszerz i wzdłuż. Koniec końców, w ten sposób kupiliśmy
stół, kanapę oraz półkę pod telewizor i biurko dla Wilka. Wszystkie te meble
łączy niesamowita CZĘŚĆ WSPÓLNA – Polska. Trudno w to uwierzyć, ale sami
przeczytajcie te historie.
Historia 1, stół.
Stół miał być drewniany i niewielki. Taki stół znalazł
się u Amerykanina Scotta. Scott kupił ów stół w Japonii, skąd właśnie
przeprowadził się do Singapuru. Na miejscu okazało się, że japoński stół nie
pasuje do koncepcji singapurskiego mieszkania. I do rozmiaru salonu też nie
pasuje. Obejrzeliśmy stół,
ponegocjowaliśmy cenę i przeszliśmy do small talka. Powiedzieliśmy Scottowi, że
jesteśmy z Polski. A on na to, że jego babcia pochodzi z Polski, z takiego
miasta które nazywa się... Szczecin! Jak pięknie i poprawieni powiedział to
słowo! Wpadliśmy więc w euforię, bo przecież my też jesteśmy ze Szczecina J. Zatem stół od Scotta
był nam przeznaczony. Scott był w Szczecinie z ojcem w 2012 roku (czyli de facto
bardziej niedawno niż ja) i bardzo mu się podobało. Ciekawe, że dopiero kilka godzin, a może i
dni po spotkaniu ze Scottem, uświadomiliśmy sobie, że skoro jego babcia pochodzi ze Szczecina, to bardziej prawdopodobne, że była Niemką niż Polką...
No ale Szczecin, to Szczecin!
Historia 2, półka TV oraz biurko dla Wilka.
Półka pod TV przykuła moją uwagę, bo była prosta,
wyglądała na starą i kolorem pasowała do kredensu. Zatem pojechaliśmy obejrzeć
i tym razem trafiliśmy do rodziny z Izraela. Półka piękna, z drzewa cedrowego i
ciężka jak diabli. A do tego, nieplanowany zakup, stary stół kuchenny (moja
babcia miała podobny), który służył im za biurko i w którym zakochał się Wilk.
Początkowo nie zdecydowaliśmy się na zakup stołu, bo były obawy, że nie zmieści
się razem z rozkładana kanapą w pokoju gościnnym. Wilk tak pomierzył, że wyszło
jednak na to, że stół się zmieści, zatem przy odbiorze półki wzieliśmy też stół.
Wilk już zapowiedział, że gdziekolwiek będziemy się przenosić, jego biurko,
biurko Autora, jedzie z nami. A gdzie w tym Polska? Otóż sprzedający
usłyszawszy, że jesteśmy z Polski, z radością i łamanym angielskim oświadczył,
że jego rodzina pochodzi z Polski. Niestety nie pamiętał skąd. Cóż, miał
szczęście, ze rodzina ewakuowała się z Polski na czas i przetrwała...
Historia 3, kanapa.
Kanapa w ogłoszeniu prezentowała się rozłożyście,
wygodnie, no i było napisane, że jest kupiona w Europie. Fiu fiu J Oglądanie ustalone w
ostatniej chwili, akurat bardzo niedaleko naszego domu. Właścicielami okazała
się para bardzo wysokich Europejczyków, ale nie Holendrów J Przenieśli się
właśnie z Kuala Lumpur, razem z meblami przywiezionymi jeszcze z Europy i
niestety (dla nich!) okazało się, że kanapa jest do ich salonu za duża. Solidny
mebel kupiony przez nich w Niemczech, ale wyprodukowany w Polsce! Oni sami nie są Niemcami, tylko Grekiem
wychowanym w Niemczech (on) oraz pół-Niemką, pół Greczynką, której grecka część
rodziny mieszka w Polsce, pod Bydgoszczą! Prawda, że ta kanapa musiała być
nasza? Oni też bardzo chcieli nam ja sprzedać, ale była po drodze mała
przeszkoda w postaci Anglika, który oglądał kanapę jako pierwszy. Nie był tylko
pewien, czy zmieści mu się w mieszkaniu i miał odezwać się dzień później. Zatem
dzień czekania był przed nami, który to dzień ja spędziłam w napiętym
oczekiwaniu na telefon, że mebel jest nasz (no bo przecież musi być nasz!), a
Wilk na chłodzeniu mojego entuzjazmu.
Udało się, kanapa jest nasza i jest boska. Uwielbiam ją
absolutnie i nie opuszczę Singapuru bez niej. 280cm x 280cm, no i jest Polką J A decydując się na
kupno, nawet na niej nie usiadłam, bo przyjechałam na oglądanie prosto z
przejażdżki rowerowej, zatem spocona jak szczur. Wilk zasiadł i zatwierdził.
To tyle. W tym miejscu chciałabym podziękować Autorowi za
zatwierdzenie tekstu, a Czytelnikom za cierpliwość. Oraz Mamie i Tacie, za
całokształt i udostępnianie w dzieciństwie weekendowego wydania Głosu
Szczecińskiego.
Żona Autora
PS. Nasze aktualne mieszkanie też zostało znalezione na
Gumtree – Wilk znalazł J To, co przykuło naszą uwagę na zdjęciach mieszkania
(pustego, niemal bez mebli) to był biały, przeszklony kredens, niezwykle
podobny do takiego, jaki mieliśmy w Utrechcie. Kto u nas był, to na pewno wie,
o jakim meblu mowa. I tenże kredens w mieszkaniu singapurskim to był ZNAK.
Znak, że to jest mieszkanie, które czeka na nas J
Rzeczywiście niewiarygodne! I urocze - lubię takie historie. A mówią że Polska to mała kraj. I ja też uwielbiałam dotsy ! :-)
OdpowiedzUsuńDoigrałaś sie. Lecę obejrzeć z bliska :) można włączyć wodę na herbatkę. Poproszę.
OdpowiedzUsuńno i wszystko jasne.... dobre bo polskie!.A serio .. perełki wyłowiliście
OdpowiedzUsuńTak,bardzo ciekawe i choć ja znam historię mieszkania i mebli już od jakiegoś czasu to z przyjemnością przeczytałam tan barwny wpis (pomimo kilku "czeskich" literówek).
OdpowiedzUsuńMama Wanda
Tak, widze teraz te wszystkie literowki. Bedzie poprawione :)
UsuńTeż bym się w tym stole / biurku zakochał :) Sławek E.
OdpowiedzUsuńNaciu, no przecież Szczecin, tak jak Wrocław... prastare polskie miasta! :)
OdpowiedzUsuńegj
Takie polonica to wielka radość, W mojej wsi pani sprzedaje jakiś baner z napisem POLSKA, chyba reklama tyskiego, Zastanawiam się nad kupnem TYskie mi przeszkadza, ale POlska to Polska. Święto narodowe się zbliża. WIększość mebli produkowanych w Europie pochodzi z POlski.
OdpowiedzUsuń